Zawody x 2 + Żulozłodziej + Juwenalia + Pseudoklabing + Crasheeee ( fot. tuz przed glebą ) + 1000 km autkiem = wielkie love i hedonizm !!! :)
Tripik zaczął się w czwartek a swój koniec zaliczył w poniedziałek, przypomniały się czasy superligi przeważnie dzięki ekipie starych zajawkowiczów Rudemu parówie Kubiakowi oraz Mateuszowi Kownackiemu trzeba przyznać że coraz ciekawsze wychodzą te wycieczki, wielka piona dla Pepego oraz reszty rowerowych braci i sióstr. To lecimy.
Czwartek turboford i z gliwic z Mariuszem Jarkiem tegorocznym maturzystą, świeżo po maturze z inglisza, wyruszyliśmy do wawki. Piątek ogarnięcie i wypad o 17 z pod sklepu rwr na browarnej, zapakowanie vana Rudzisława i w składzie Remek Oleszkiewicz, Kuleszman Robert, właściciel supervana Rudy oraz moja osoba -> kierunek Olsztyn. Podłączenie przyczepy z bramką startową + 2 załogowiczów na pokładzie, z którymi to miałem szalona przyjemność spędzić pokorbiony wekend :D. Dotarcie do 3miasta zaliczyliśmy przed północą, chłopaki ogarneli noclegi a ja postanowiłem spędzić miły nocleg for free i w busie Rudego, bardzo przyjemnie sobie pospałem, a nawet wiecej, tak bardzo spodobał mi sie nocleg że po dojezdzie na zawody w Gdyni przespałem nawet i zapisy:D, dzięki kolegom, którzy mnie obudzili udało się nie przespać zawodów:D. Wiec po wyrwaniu z sennego amoku, zjechałem na dół, traska zmieniła się troszeczke, przybyło wałków jakies wewnętrzne bandy, ogólna konpcepcja toru zachowana, dużo band szybka pierwsza prosta do pierwszego zakętu i później kombinowanie wchodząc ciasno w zakręty nie dając się wyprzcić, lub napędzając się po pełnych bandach nabierając speeda żeby wyprzedzić kogoś przed sobą. Najwiekszym kowbojem zawodów został Pan Olek Kołodziej odwalił przepyszną robotę i znów nie zawiódł tworząc rodzinny klimat oraz odpalił przepyszne zawody !!! wielka pioooona !!! Kolejny raz szalenie miły akcent czyli pizza dla prawdziwych twardzieli z pizzerni " brooklyn " ociakała gangsterką i jak to mówił kolega Mario: " poczułem się troche jak prawdziwy gangster" :). Treningi z brameczka, zabawa na manualu, jeżdzenie na pumptracku. Pogoda była wręcz wyśniona, cieplutko słonecznie, brak wiatru. Zapisy i sporą część treningów przespałem, postartowałem z bramki by zmierzyć się u kogo jest progres a kto się obijał od Szczawna :). 25 zawodników ogółem. Przejechaliśmy czasówki, ja uzyskałem bodajże przedostatni czas pompując i tnąc zakręty, nie dając wyprzecić się urojonemu rywalowi :). Następni biegi eliminacyjne, moja czwórka wyposażona była w Paradowskiego Piotra, który to 2 razy dojechał przed mną raz, za mną. Walka była widoczna w biegach. Po eliminacjach rozrysowano biegi finałowe 4 biegi po 3 zawodników w kategori Elajta. Udało mi sie dość systematycznie przechodzić dalej. Mój bieg półfinałowy opiewał w taki sławy jak Maciej Polak ( LKKG ) Remek Oleszkiewicz oraz gangsta Łysy ( Stefaniuk Marcinek ) :D po dobrym wyjściu z bramki jechałem pierwszy i odbijając ataki Remka, który to postanowił zatakować, zastawiłem zapore i Remek stracił przyczepność i przywitał się z glebą, dzięki jego uprzejmości do wielkiego finału finałów zawitał moj team mejt Maciej Polak ( 1 rok w elicie ) widać że Lubelski Klub Kolarstwa Górskiego mu służy :D.
Wielki finał zapowiadał się niezmiernie interesująco, była to walka Klubu ze Szczawna Zdrój vs LKKG. Po rozstawieniu i wyjaśnieniu złego ustawienia na bramce, ustawiliśmy się wpięci czekaliśmy na komende i wkoncu start. Łydy napięte do granic, adrenalajna krążyła w bani nagle piknięcie i wiooo, jak przez cały dzień troszeczke przyspałem starcik, na pierwszy zakręcie Paradowski Piotrek z Robertem Kulesza ciasno wzieli go ja natomiast pojechalem cala banda i próbując wyminąć Roberta przychaczyłem przednim kołem w jego tył, ten zaliczył widowiskową jaskółkę ( pokrzywiłem mu koło i musiał prostować przed pracą w poniedziałek , sorka Robercik jak naucze się centrować wyprostuje Ci wszystkie kółka :), pozdrawiam !! ) próbowałem jeszcze dopędzić Joja ten jednak pognał jak wariat. Finał zakończył się podwójnym pudłem dla LKKG w kolejności :
Puchar Polski 4x Gdynia 28.05.2011
1. Piotr Paradowski MTB Wieża Anna Szczawno Zdrój
2. Maciej Chmiel Uniqua LKKG Toro Bike Lublin
3. Maciek Polak Uniqua LKKG Toro Bike Lublin
4. Robert Kulesza MTB Wieża Anna Szczawno Zdrój
Wręczenie statuetek, medale, kaska grupowe foto i pakowanko. Wielkie gratulacje za bardzo sympatyczne zawody i dużo pracy jaką włożył w ich organizacje Pan Olek Kołodziej, jeden z najwiekszych zajawkowiczów jakiego szalenie przyjemnie było mi dane spotkać, pozdrawiam i wypatruje kolejnych edycji.
Jak pewno się domyślacie zaraz po zawodach, wyczyściliśmy rowery, wypiliśmy szejki proteinowe, szybki brendzel i poszliśmy spać.... otóż nie, zaskoczę was :) tym razem nakurwialiśmy bez popity i smarowaliśmy dżermorem all night long, w finalnym rozrachunku dostaliśmy solidne baty od losu aczkolwiek sama radość dążenia do realizacji celów przy spożyła nam wiele radości !!. Wieczór rozpoczą się zostawieniem bez nadzoru plecaka z wieloma cennymi rzeczami, 5 min i plecak znikł, pożyczyłem rower od przejażdzającego chłopaczka i udałem sie w poszukiwanie zguby, nie całe 300 metrów dalej w parku, z rozłożona zawartościa na ławce a w tle żula wyrzucającego dokumenty w krzaki, oznajmiłem człowiekowi iż dane rzeczy są moje i niech wyciąga dokumenty z krzaków to dostanie na browara, człowiek przystesował zdrowo, wszystko jednak się znalazło, kazałem czekać złodziejaszce na browara ja tym czasem pojechałem odwieźć rower, wsparłem koleszke od rowera, a menda pewno jeszcze czeka na browara, nie pozdrawiam Cie żulu !!! Następnie zajawki górą: - szukaliśmy najwiekszego kontenerowca na świecie, który jak sie okazało po 1,5h poszukiwaniach odpłyną tego samego dnia rano ; odwiedziliśmy Juwenalia, Pepe nawet obalił baryłke winiacza na hejnał, okazało się jednak że już się kończą, pomachaliśmy włosami przy płocie i jazda dalej ; kulminacja afteru klabing w Sopocie, rewia gwiazd i zlot modelek, tudzież elgancików w polóweczkach, dostaliśmy jasne przesłanie " minimum koszulka polo " a my na luźno tudzież sztruksowo ( Pepe :D ) i po zwiedzeniu Sopockiego deptaka i kolejnym nie wpuszczeniu powiedziałem rzucam to w cholere i wracam, co zobaczyłem to moje :D.
Kolejna kima w aucie i o 8 godzinie wyruszyliśmy do kolejnego punktu wycieczki mianowicie Pruszcza Gdańskiego na edycje #2 Pucharu Polski w DŻIEMIX rejsingu. Dotarliśmy jako pierwsi a zarazem jedni z ostatnich :D. Niestety jedzenie nie mytych warzyw z niemiec i grypa żołądkowa zdeklasowała frekwencje i na zawodach stawiło sie 3 zadników w PP ( Robert Kuleszman, Rudolf ( przekoleszka jego tekst do pana z pzkolu, który zablokował wejście na bramke : " ziomeczku mógłbyś się przesunąc " :) przekoleś, pozdrawiamy i ściskamy, jednocześnie wypatrując na kolejnych edycjach PP Bmx) oraz 3 w otrwartej formule, a szkoda bo do wygrania była gruba kasiora i sporo nagród. Jednak że mistrzami zawodów okazała się ekipa z Kieźlin, która dojechała kolo godziny 13-14 gdy już wszystko było złożone a my kończliśmy się pakować i zapytali ze zdziwieniem " już po zawodach :) ? " mistrzowie !! :D. Zawody zostały przyśpieszone, chwila treningów starty z bramki, bardzo sympatycznie się jeździło jedynie wiatr przysparzał kłopotów, odpaliliśmy czasówki przegrałem z Robertem o 0,1 sek :) farciaż :D. 3 Biegi i ich suma miała wyłonić kolejność na podium, w pierwszych 2 udało mi dojechać się jako pierwszy, w finałowym jadąc łeb w łeb z Kuleszmanem, polecieliśmy tripla i zwiało nas jak szmaty i zaliczyliśmy synchroniczna glebę, rudolf jeszcze przejchał mi po głowie :D, miejmy nadzieję ze kibicom się podobało i będą licznie przybywać na zawody :D. Pan z pogotowa zamroził nam siniaczki, mi wyrosło 3 kolano na piszczelu. Dekoracja, kabona dla zwyciezców oraz 2 torby nagród. Bardzo dobra organizacja jedynie frekwencja mizerna, pozdrowienia dla organizatorów. Dałem jeszcze 3 autograf w moim lajfie koleszce, pozdrawiam :D
Puchar Polski BMX rc Pruszcz Gdański 29.05.2011
1. Maciej Chmiel Uniqua LKKG Toro Bike Lublin
2. Robert Kulesza MTB Wieża Anna Szczawno Zdrój
3. Żmudziński Piotr niezrzeszony Pruszków
Pakowanko i wio do stolicy. Katering ogarneliśmy w MCdonaldzie, Matusz zamawial, wróciłem z wc-ta podchodze do kasy widze tacka to dziabnełem frytka, nagle słysze zza pleców " kolego " okazało się że przyjełem nie swoja frytke :P, zaczeliśmy polewać niezmiernie :D, chciałem oddac frytke jenakże przeprosiłem i ulotniłem się kulejąc na spożywanie dżankifudu. Dojechaliśmy do warszawki kolo 21.30. W poniedziałek dirciki z Mariem na Siekierkach, odwiedziny na uczelni, dopadnięcie promotora i powrót do Gliwic.
Wekend pełen przygód, bardzo sympatyczny, nie było czasu żeby się ponudzić. Wielkie dzięki dla Rudego, Pepego, Mateuszka, Maria, Kuleszmana, Olka Kołodzieja, koleżanki z Pruszcza oraz organizatorów i wszystkich o których zapomniałem wspomnieć.
( fot. Rudobuka :D )
( fot. kolano na piszczelu i Mario d:-)
Wygląda na to, że to był prawdziwy maraton pełen przygód! Od noclegu w busie po emocjonujące wyścigi, nie brakuje tutaj akcji. To z pewnością wspaniała historia do wspominania
OdpowiedzUsuń