
Z racji ze nareszcie mam chwile wolnego czasu i nic obecnie nie robie, opisze wam moje ostatnie poczynania :). Trzeba przyznac ze los Slipczaka nie oszczędzał i jedyne co człowieka trzyma czasami przy życiu to przyjaciele :D, dzięki wam przyjaciele Slipczaka !!!!! ( duzo pisania, fot, filmik no i leżenia plackiem :P )
* jakby cos działa opcja dodawania komentarzy wiec mozecie jakies brednie podpisywać na dole :D
Moj plan życia spontanicznego i całkowitego nie planowania niczego wybiegającego dalej niż 2-3 dni do przodu sprawdza się doskonale i pozwolił mi uniknąć wielu problemów, nerwów, oraz rozczarowań. Weźmy na ten przykład czysto hipotetycznie sytuacje, w której miałbym zarezerwowaną sale ślubną na swoje wesele, posmarowane u księdza itd. no i byłaby jadka ponieważ obecnie moje wolne chwilę spędzam w domowym zaciszu a konkretnie na leczniczyn, antyodleżynowym wypasionym materacu zapożyczonym z NFZ-tu :) i tak przez najbliższe 5 tygodni z wizją poderwania się o kulach za potrzeba za czas okolo tygodni dwóch. Myślicie że się połamałem, a tutaj suprajsik bo turbokosci zachartowane w bojach razem po 5 złamaniach, tym razem na tapecie mamy zwichnięcie bioderka :).
Zacznę od początku tego intensywnego miesiąca, którego 16 dzień obecnie przeżywamy. Lipiec -> żarł aż miło, trochę posiedziałem w Warszawie, później Tomaszów praktycznie każdy dzień spedzałem na upajającym zażywania i ćwiczenia flou na torze bmx, jazdek po wąwozie na pełnej pycie w błocku po zjazdach i skarpach. Dirciki i trialsy na aleji, wszystko to ociekało sokiem, treningi stumpi lub bramka w Lublinie, wszystko to składało się na ogólny szeroki zaciesz od ucha do ucha i ciągłe rozkminy że jak dobrze robić to co się tak bardzo lubi :D.
( bieg finalowy MP ostatnia chopka przed pierwsza banda )
( Zwolson w drodze do wawki :)
Pierwsze zawody Lipca -> bmxowy Puchar Polandu, aura kaprysila dlatego wstawiliśmy się za pogoda i oddatnczlismy w SB szamańskie tańce :) pozdrowienia dla Papy i dawno nie widzianych ziomków z którymi startowałem w moich pierwszych zawodach DH 2001 w Chełmie, wielkie pooooozdro dla calej ekipy psyha, birola, wrony i wszystkich !!!!. Sobotni rejsing bardzo sympatyczny biegi eleganckie w finale zostałem troszeczkę i dojechałem na 3 miejscu. Później after z kopytem soundbar pełną gębą, razem z calym zarządem LKKG mieliśmy możliwość podłączenia się na tryb browarowy, naturalnie wszystkie alkohole braliśmy na klubowe faktury :P zarcik. tance tancami i tak zlecialo.
Następnym punktem lipca byly Mistorzostwa odbywajace sie 9-tego bierzącego miesiąca, po zaproszeniu przez mojego team mejta Polaka Macieja do Wałbrzycha, któremu szalenie dziękuje za cała pomoc, czas i troskę jaką mi poświęcił !! :D wielki gracjan dla ciebie ziombel ( pobijaj czas w WRC d:-) ulokowałem się u niego już w środę wieczorem, później mały singstar u sióstr K i następnego dnia odwiedziny toru, lekki rozjazd betonowego kloca :D. Cudowny katering zapewniany przez Pania Ewe Polak, po prostu kosmos, w Piatek strzeliłem konkretny, trening polatalem chopy, podriftowalem na wirażach na kapciach 2.3, po propozycji wystartowania na rowerze Macieja Polaka podjałem decyzje CHALANGE ACCEPT :D. W sobote wstaliśmy dość niewcześnie, lekki szpilens na xboxie, syte sniadanko i na tor by nie przespać zapisów jak to sie czasami zdarzało Maciejowi :D. Zapisik, pare żartów z sędziami z PZKoL-u :) i powolnym tempem począłem rozkładać maszynę zagłady.
Treningi z brameczką, starty siadały niczym proces drapania się po tylku. Dość równe z dobrym wyjściem i przewaga na pierwszych metrach. Tak i też było przy czasówce oraz wszystkich pozostałych startach dzisiejszego dnia. Czasówka 8 czas, no ale cóż nigdy nie byla ona moja specjalnością:). Następnie biegi eliminacyjne, w mojej czwórce mialem min. BiGeja, który to spinał pośladki do całkowitego braku prześwitu i walił ostro wyprzedzając mnie gdzie się dało, marnując power na eliminacje niedające praktycznie nic.
Później dłuższa przerwa na biegi juniorów, którą spożytkowałem na drzemkę.
Finałowe biegi pierwszy mialem bodajże też z BiGejem, który to zaliczył jakiś niedolot i niefortunnie sie rozsypał. Brameczka dalej bardzo przyjemnie siadała, płynne wyjście na pełnej, pare korb tlumenie belek i szatan na dublach po czym wjazd drifrem na pierwsza bande i dalej przez Szczawnianski tor.
Półfinał srał po gaciach za rywali miałem Piotrka Paradowskiego prącego jak lokomotywka przez cały dzisiejszy dzien i broniący tytlułu Mistrza wywalczonego po popierdolonym biegu finałowym we wcześniejszym roku gdzie pozycje zmieniały sie błyskawicznie a ja w finalnym rozrachunku zostałem przesunięty przez sędziego Klinika z medalowej pozycji. Drugim rywalem byl Robert Kuleszman, człowiek o dziwnym stylu latający z tyłkiem wyżej od głowy :P oraz razem z nami Matiz pozdrawiam wszystkich rywali.
Start idealny, jechałem na równi z Kuleszmanem, Jojo zepsuł start, w pierwszy zakręt wleciałem elganckim driftem i uzyskalem prowadzenie które doprowadzilem do mety, Matiz jechal dlugo na drugiej pozycji zeby o wlos przegrac z Robecikiem.
Finałowy bieg kolejność od lewej: Robert Kulesza, Mariusz Jarek, Maciej Chmiel, Dawid Niesłańczyk.
"Panowie gotowi ?" i guziczek wcisniety, pozycja przyjęta, łydy napięte "watch the gate" tiiiii i poszli. brameczka elegancko, stlumione belki, ogien na walkach i ostatni wałek wchodzilem jakos pierwszy
od wewnetrzej strony, jechalem przy tyczkach i przygotowywałem sie do wejscia na bande, zaczelem wjezdzać na bande, gdy poczułem szarpniecie, po przeklatkowaniu filmiku z youtuba widac jak dostaje strzala od Dawida Niesłańczyka odbija mi napierw kierownice w lewo,trace przyczepność a pozniej z cała predkościa z jaka wjechalem w wiraż przypierdalam w płotek nad banda, po czym przekosmiczny ból w pchawinie. Od razu przebieg do mnie Maciej Polak, ja tylko wyłem z bólu, od razu stawili sie strażnicy miejscy i za moment sanitariusze, wpakowali mnie na deske i do karetki. Okazało się ze zwichniełem biodro, czekałem 6 godzin na nastawienie bioderka, bo kogos obecnie operowano. Przez ten czas dostałem pare painkilerów i pogadałem z doktorem Adamem Krzywdą,który caly czas mnie nadzorował, pomagał, który to jest zajebistym ziomem oraz którego serdecznie pozdrawiam:D. Leżałem w Wałbrzyskim szpitalu do środy, przyjmując pare wizyt dziękuje Jojowi, Sarałie :), Panu Skrzypczakowi, Wiktorkowi z rodzinka, Łysemu, Maciusiowi Polakowi z Mama oraz siostrom K :) sedecznie dziękuje za wizyty !!! oraz wszystkim za zyczenia powrotu do zdrowia :D. Jedzenie było znośne obok lezał koleszka bez reki z rostrzaskana kostka, jak patrzylem na niego, który sobie elegancko radził czasami sie posmialiśmy, to od razu myslalem ze ja miałbym sie przejmowac zwichnięciem ? no way, dlatego codziennie leze z bananem na buzi i spedzal milo czas, jezeli pytacie czy mnie nie boli i czy nie cierpie katuszy to stanowczo moge odpowiedziec ze jest luzik, milo siedze w domu i jezeli ktos tylko ma ochote to zapraszam na plejstejszyn film i na ploteczki :D. pozdro wielkie.
pozdrowienia dla najlepszego klubu na świecie który to zaserwował mi fotke jak jeszcze lezałem na wyciągu w Wałbrzychu :D pozdro wariaty !!!!
Największe podziękowania dla rodziców, którzy to kolejna raz cierpią przez moja zajawkę, codziennie się mną opiekują i doglądaja, chyba nigdy nie zdołam się odpowiednio zrewanżować, nawet jeżeli umyłbym miliard lodówek :D Elżbieto i Henryku jesteście najlepszym rodzicami na świecie !!. Pozdrawiam braciszka, który pije chińskie browary za moje zdrowie :D.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz