Chce się z wami podzielić z wami swoimi weekendowymi przygodami :D

Wszystko zaczęło się w piątek gdy tuż po zajęciach uderzyłem do Warszawy, terminarz aż huczał od wyładowanego planu działania i ociekał adrenaliną!! 2 imprezki rowerowe, nowe traski, mnóstwo kilometrów, rodzinna ekipa na zawodach nastrajały mnie szalenie pozytywnie a wizja ambitnego napietego terminaża dodatkowo nakrecała mnie do działania :)
Podróż do warszawy, pierwszy raz z Gliwic przez Częstochowę i dwupasmóweczką w szybkim tępie do stolicy
Chwila wytchenienia zakupy w biedrze, kolacyjnaka, sesja pare melodramatów ze wzruszającymi płętami i po 4 godzinnej drzemce o 3 nad ranem zapakowaliśmy się w auto razem z Robercikiem i jego koleszką z dzielni a naszym drajwerem, który okazał się nielichym mistrzem kierownicy, po jego paru popisach na szosie poczułem powiew adrenaliny wypełniającej najgłebsze konczyny Slipczaka i przedsmak wrażeń jakie czek czekają mnie na zawodach :)
- Godzina 8 rano Sobota - dotarliśmy na tor w Gdyni, po rozdziewiczeniu toitoi-a zabrałem sie za śniadanko rowerzysty ze specjalnego przepisu Robercika kuleszy :D ( buła, serek, kabanosy, pomidorki delikatesowe - reeeeeeeewe ) nastepnie przebrałem Slipczaka i uderzyliśmy trenować, szło jak z pyty, przejazdy stawały sie coraz płynniejsze a ja wraz z trawiącą sie treścią żołądka czułem progres !!
Przykróce bo nikomu sie nie bedze chcialo czytać całego tekstu :)
Jak mówilem wyjazd napakowany był przygodami to też w biegu eliminacyjnym zablokował mi sie amortyzator i po nastepnym szybkim serwisie nie udało mi sie go przwrocic do żywych i dzięki uprzejmości Antola który był na totalnym kacu i wyglądał jak siedem nieszcześć :) ( serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz siekierka na jego cześć :DDD ) mogłem wystartować w zawodach pp w 4x na jego Yetim, ktore ostatecznie ukończyłem na rowerze kolegi na 2 miejscu uporając sie z Remkiem Oleszkiewiczem i Piotrem Paradowskim w finale i ustępując miejsca na pudle Robercikowi kuleszy !!!, usmiech i pogoda ducha jeszcze bardziej rozpromieniła mą duszę:D, masa nagród i kabona od miasta na zajete pozycje,symaptyczna traska, pizza w trakcie zawodów, były to jedne z najmilszych gestów i pozytywnych akcentów z jakimi sie spotkałem podczas całej masy zawodów na jakich miałem okazje być, Szalony podziw dla pana Aleksandra kołodzieja za kawał dobrej roboty !!! z miłą checią będę przyjeżdzał do Gdyni na wszelkie eventy !! Po zawodach i ogarnieciu sie że nie mam z kim wracać udało sie zabrać dzieki uprzejmości ekipy Skierniewickiej z powrotem w okolice wawy, użyczony nocleg przez Piotra kuźmy ( pozdrawiam i dziekuje :D ) i 5 godzin snu i o 6 pociag do warszawy, przed 8 godzina moglem sie rozkoszować drzemka na mojej mecie w wawie Z warszawy wyruszyłem o godzinie 13 w kierunku Lublina na festiwal organizowany przez moj klub uniqa torobikeslublin Przybycie na traske, zmiana zepsutego amora pozyczenie koła od pani z biura zapisów i slipczak z jednych hamulcem szalał po trasce :D, ostatecznie 2 miejsce w dh hardtail oraz jakas opciachowa pozycja w dualu, ktory jest rewelacyjm pomysłem, niestety jeden hamulec i opony ze słabym bierznikiem i uwziecie matki natury, finalnie mokra traska pokazały jakim jestem leszczem :D, szybkie zapakowanie mojbajka na pake fordzika i po 20 jechałem juz do domu, 2h drajwerowania i w rodzinnym mieście mogłem odpalić pitstop, konfiturki i szamencja została zapakowana, bolid zatankowany i uderzyłem w kimono 4 godziny snu i kontynuacja tripa, godzina 2 rano start trasy w kierunku Gliwic 400 km i dedlajn odbywających sie o 9 rano zajęc ktore sie odbywały w Zabrzu, wiec zmotywowany leciałem po pustych drogach i tak mialem juz za soba 100 km przebiegu kanapke w żoładku i parenaście wafelków w czekoladzie z biedry gdy jakies 10 km przed Rzeszowem jakiś futrzak podobny do małego niedzwiedzia zachciał skonczyć swą psią niedolę wyczekał moment i postanowił pojawić mi sie przed oczami o 4 nad ranem gdy jechałem sobie pusta droga, mementalnie odbiłem próbując ominąc desperata i finalnie ugościłem go prawą cześcia zderzaka i kołem ( tak lessi dzisiaj nie wróci do domu Lusi nie czekaj ) , pół błotnika odpadło sprzeżarka zagieła sie i ociarała o koło wiec z kupą w portkach zadzwoniłem do domu ze moja podróż ubiegła kresu po instrukcji co począc, wezwałem pomoc, pozniej holowanko, pociag w Jarosławiu do gliwic gdzie czekał juz na mnie samochód zastepczy, +5 do lansu co tydzien inna fura zajeżdzam na moja obecną stancje :), o godzinie 14 moglem w spokoju sprawdzić fejsa i położyć sie i z usmiechem na twarzy uznać ze był to najebardziej popierdolony, intensywny, napakowany niespodziankami tripik, niestety zal konfitur ktore wróciły do domu wtym buraczki którymi miałem sie wysmarować zajadajac sie z mielonym i pierogami, trzeba je jednak bedzie zastapic poczciwym konserwowym ogórasem:D co zaraz uczynie bo prócz 2 sendwiczów i chałwy jede na adrenalinie a browar dzisiaj jest w pozycji obowiazkowej bo ile moze przezyc poczciwy slipczak przez 3 dni :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz