sobota, 18 lutego 2012

Zima -18, Grażyna w przeręblu i mahoniowa szafka.






bankowo d:-)
 3 tygodnie ferii. Tak w zydowskich, masońskich szkołach mają dłużej. 2 tygodnie na snowboardzie, parapety góra. Sezon w pełni, biorąc pod uwagę fakt ze przewidywano mi trwałe kalectwo, to obecnie zamkniete 3 tygodnie w tym sezonie na desce to całkiem przyjemnie. Nowy plan treningowy, wymuszony progres zasada kija i marchewki. Jak zrobisz beckflipa to nawpierdalasz sie tak pączkami że bedziesz mial szaro przed oczami. Bite 3 godziny podchodzenia pod biała góre i rotowania. 6 pączków: pierwszy w domu, drugi i trzeci od Krona, 2 na stacji i jeszcze ostatni po przyjezdzie, a właśnie jezeli pączek jest zjedzony po północy dnia wylewających się boczków to się zalicza czy można do zaśniecia pakować w smietnik :) ( pod rozwagę ) ?









Miałem pisać o zimie, bałwanach, spadającym ciśnieniu, pocących sie ludziach przy odśnieżaniu ale skupie sie na tym, że jutro wracam do Gliwic < matki pozamykajcie swoje córki > widzimy sie na grilu w niedziele na Szwajcari.

Nowa myśl chyba bede mniej pisał, ale jak tak zacząłem jechać z tematem to przypomniałem sobie wcześniejsze wywody i opisywanie wszelkich zawodów, zfreekowanych akcji, które miały przyjemność mnie spotkać i ludzi bo to o nich kurwa chodzi, o tych wszystkich niezrównoważonych poznanych na tej ciekawej, bujnej, peryferyjnej drodze życia paraolimpijczyka, sportowca Slipczaka. Kończe wywód rano czeka mnie jakies 7-8 godzin paczenia na szos.

Specjalne pozdrowienia dla Krona, dzieki za telefon o 1 rano i pogadanie i tak nie bedziesz pamietał. Zadzwon opowiem Ci :)

2 komentarze: