Kontuzje temat szeroki jak nasza dziura budzetowa i barwny niczym ksiazki Paulo Coehlo. Chce podzielic sie z wami moimi cierpieniami, oraz zyciowymi doswiadczeniami :)
Jak już coś uroi Ci się w głowie na początku jest marzenie, później przeważnie dość szybko myśli, które ]maja za zadanie sprowadzić Cię na ziemie, czyli „nie masz czasu na to, przecież to jest niebezpieczne, możesz połamać się, możesz wpaść złe towarzystwo” itd. . Pamiętam gdy pierwszy raz zobaczyłem niezwykle sympatyczny sport jakim wydał mi się snowboard. Zobaczyłem jak kolega jeździ, obejrzałem jakaś amerykańską produkcje z grubymi lotami i gdzieś w głowie zasiało się ziarenko, ziarenko to z początku malutkie zaczęło kiełkować do wielkości marzenia, następnie walczyło dalej by w końcu przejść fazę pomysłu i finalnie stać się dokonaną czynnością. Moje pierwsze starcie jeszcze bez deski, wiązań i butów przeszedłem w kuchni mojego domu, już wtedy wiedziałem że jestem snowboardzistą, wiedziałem że to jest to w czym będę dobry. Mając lat 15 zdawałem sobie sprawę, że ostatnią rzeczą, która chcą usłyszeć moi rodzice to nowa zajawka a imię jej snowboard ( p.s wtedy jeszcze rodzice nie byli uświadomieni w jakich konkretnych intencjach udaję się na treningi codziennie do lasu,dodam że nie było to już xc ). Dlatego wiedząc że potrzebuję konkretów przystąpiłem do tego co już tak naprawdę w mojej głowie zostało zrealizowane, czyli plan przekazania moim największym autorytetom czym jest snowboard. Mój plan wyglądał następująco wypisałem wszystkie pozytywne aspekty tego sportu, wszelkie metody zabezpieczania moje durnego łba, ochraniaczy oraz krótka mowa końcowa że właśnie to chce robić. Na papierze wyglądało to całkiem niegłupio, do realizacji potrzebowałem jeszcze jednego najważniejszego elementu, którym było przekonanie. Znalazłem je bez trudu, cały czas znajdowało się z tyłu mojej głowy. Tak więc wkroczyłem do kuchni z kartką w dłoni i zacząłem monolog, wyrecytowałem wszystko co przygotowałem, kipiał ze mnie entuzjazm i dążenie do celu, rodzice wysłuchali i powiedzieli „tak”. Wracając do swojego pokoju wiedziałem że wygrałem walkę z samym sobą, że podążyłem za marzeniem a jak mówi krótkie zdanie, które słyszałem jakiś czas temu „rzeczy trudne realizujemy od razu, niemożliwe zajmą nam parę dni, jedynie na cuda potrzebujemy dłuższej chwili” dlatego wstań miej marzenia. Posłuchaj siebie czujesz tą nieodpartą chęć spróbowania siebie na snowboardzie, rowerze czy też w zawodowej jeździe na bujanym krześle to wyjdź i zrób to !! Rób to co kochasz czas spierdala ! Obejrzałem właśnie „stowarzyszenie umarłych poetów”, obowiązkowa pozycja każdego młodego człowieka polecam, „zmierzch” obejrzysz sobie kiedy indziej!!.
Sprawa z rowerem wyglądała zgoła odmiennie, on wybrał mnie a nie ja go. Było podobnie jak z pierwszym ptakiem, którego dosiadał Jake Sully z filmu „Avatar.” Głębiej przyglądając się tym historiom widzę inne podobieństwa. Mimo iż rower to z pozoru rzecz martwa, jest w niej dusza, przekonałem się o tym 6 razy lądując w szpitalu ze złamaniami a raz zawitałem ze zwichniętym biodrem, brzmi bardziej lajtowo niż złamanie ale uwierzcie nie chcielibyście doświadczyć naciągniętego całego stawu biodrowego z kością na pośladku a wszystkie wiązadła, nerwy i cały ten bajzel w środku naciągnięty niczym gitarowa struna, każdy malutki ruch to podobne uczucie jak stuknięcie się w malutkie miejsce w okolicy łokcia, wszystko drętwieje a wyobraź sobie to z biodrem , tak była jazda !!!. Ale lajtowo leżąc w poczekalni szpitala, nie czerpiąc nawet przyjemności z patrzenia na ładną panią pielęgniarkę doznałem czegoś co pozwoliło mi zapomnieć o moim biodrze, dostałem skurczu mięśnia czterogłowego uda, każdy kto mnie zna wie że ma się tam co kurczyć, jak odsłoniłem tkaninę pod którą leżałem ujrzałem idealny kształt anatomiczny każdego mięśnia, myślałem że zaraz oszaleje z bolu i ze zaraz się pozrywają ale spoko wytrzymały i leżałem tam dalej jak ten kot z kwejka z negatywną minką przypominającą podkowę .
Oskara z posrod nominowanych gleb zostaje przyznana do tego zdarzenia. Kontuzją złamanej konczyny prawej, naturalnie odniesiona na rowerze ale jej historia jest niezmiernie bezcelowa oraz idiotyczna, tak więc zapraszam . Był statystyczny poranek, po statystycznym śniadaniu i przygotowaniach do statystycznego wyjazdu na rowerek. Zabrałem rower z garażu, rozpędziłem go od garażu do bramy dość solidnie i postanowiłem że tak ładnie wejdę w zakręt, tak nisko się położę, że bez hamowania zostanę na chodniku, który to zaczyna się zaraz za bramą a jego szerokość oponuje w jakieś 3 metry. Wszystko szło jak z płatka niestety pod koniec flat turna niefortunnie kierownica podwinęła mi się zrobiłą x-upa a ja spadłem jak worek kartofli na chodnik, zaliczajac epickiego dzwona przed swoim domem na oczach sasiadow palacych grila. Coś strzyliło łapka zaczeła pulsować, dlatego postanowiłem odłożyć jazdę na rowerze na kolejne ku temu sposobności, wróciłem do domu, przyłożyłem zmrożony koperek i oczekiwałem na rodziców, którzy to mieli mnie po raz kolejny zawieźć do szpitala. Jednak wtedy już i oni i ja wiedzieli że to tylko kolejne złamanie więc luzik. W szpitalu mając już wiele respektu i będąc uważany jako stały bywalec odwiedzający zakład opieki zdrowotnej miałem możliwość sam znalezienia złamania wraz z sympatyczną pogawędką z doktorem w pakiecie.
Kolejnym dzwonem z seri debilnych bylo zdarzenie, ktorego zajscie odbylo sie zimy pare ladnych lat temu ok 8-miu jakos. Byla zima a sniegu napadalo po jaja. Postanowilem ze wykopie chope przed domem i potrenuje triki. Sypalem i sypalem az powstala wielka locha, wysokosci 1,5 dlugosci najazdu 2 metry, wyklepalem zeby sie nie zapadala i pojechalem pod Harbuza 6 posesji dalej zeby na wybiciu byc istnal petarda !! Napedzilem sie jak dzik, wybilem, rozkoszowalem lotem i ladujac kierownica zawinela sie i dostalem strzala w brzuch, zatkalo mnie, lezalem na plerach jak debil i tylko myslalem zeby zaden sasiad nie widzial jak mnie przed chwila potargalo .
Pierwsze złamanie dziwnym trafem również na rowerze miało miejsce na ulicy i bylo kolizja komunikacyjna. Moja przyjemność polegala na potrąceniu fiata 126p, wtedy jeszcze nie wiedziałem że będzie to coś z czym będę się wychowywał i rozwijał się przez tyle pięknych latach, a ten pierwszy złamany obojczyk będzie dopiero wstępem do moich epickich crashów oraz zalążkiem wpisów w mojej karcie pacjenta a sładki ubezpieczeniowe będą tylko już wzrastać . Wracałem z jazdy na rowerze i zatrzyłem się na chwilkę przed przejściem dla pieszych, popatrzyłem w lewo coś jechało ale daleko w prawo jechał samochód ale odległość była dobra żeby jeszcze zdąrzyć, w momencie kiedy odepchnąłem rower i wjechałem na drogę, poczułem szarpnięcie i wyjebałem orła, zrobiła się zbieganina ludzi. Ja w szoku zacząłem krzyczeć żeby ktos zadzwonił po karetke . Pan z fiacika zaniósł mój rower ( komunijna amanda 18 biegowa )do pobliskiego fryzjera a sam pojechał ze mna do domu i na pogotowie, pozdro dla wszystkich jeżdzacych 126p.
Jeden z pracowitszych okresów przyjmowania do szpitala rowerzystów przypadł na rok 2002-2003 kiedy to nasz las na alei w Tomaszowie Lubelskim był dość często miejscem wizytacji zaprzyjaźnionych rowerzystów, wtedy to poczułem się w szpitalu tak swobodnie jak w domu, w czasie jednego miesiąca jechałem karetką 3-4 razy lekarze znali mnie już z widzenia a na izbie pielęgniarki mówiły tylko ze kolejny rowerzysta a nasz powiat był kolejne rekordy w zużyciu gipsu! Do tej pory zostało to niektórym fachowcom: „co Pani dolega” „kaszel, katar” lekarz „ siostro do gipsu” i tak się kreci.
Lata rozwoju tego pięknego sportu od momentu gdy pierwszy raz wykopaliśmy pierwszą chopkę z dziurą w naszym mieście do dnia dzisiejszego po ok 10 latach, wszystkie szalenie ciekawe osobistości które to miałem przyjemność spotkać, wszelkie historie które poznałem i w których sam uczestniczyłem, piękne życie, które zostało ukierunkowane przez rower i rowerzystów. Nie zmieniłbym go za żadne skarby ! Sport to nie tylko treningi, spinanie pośladów, odmawanie sobie przyjemności celem lepszej regeneracji. Rowerowa zajawa to czas wolny spędzany z przyjaciółmi, patrzenie na siebie jak ktos przejechał cała traske albo tor, przejazd poszczegolnych elementow trasy do finalnego momentu polaczenia calego przyjazdu w calosc, wszelkiego rodzaju wyjazdy treningowe, zawodnicze w kraju i zagranicą, masa niesamowitych przygód oraz totalnie przeogromna ilość adrenaliny dostarczana regularnie do mojego krwioobiegu przez ostatnie 10 lat, za wszystko to dziękuje za każdy dzień i za tych wszystkich pokorbionych ludzi, których los mi zessłał.
Jak nie spaprać sobie zdrowia słuchając nieodpowiednich ludzi. Na swojej drodze dość barwnie i pracowicie miałem złamanych: 3 obojczyki, obie ręce ( kość promieniowa składana operacyjnie i malutka kostka, wyrostek w nadgarstku ) + z roku 2011 którym było zwichnięcie stawu biodrowego, oraz obecnie na tapecie zlamanie kosci w nodze ( dosc swieze wiec jeszcze nie nauczylem sie co to za kosc :). Wszystkie kontuzje pozwoliły mi spokornieć, wyciągnąć odpowiednie wnioski, ukierunkowały też moje postrzeganie niektórych spraw i z cała pewnością obniżyły mój poziom odczuwania bólu, dodatkowo polubiłem też chodzić do stomatologa taki fajny sport !. Jednak wiem o jednym jeżeli nie miałbym tak cudownych rodziców, którzy to nie znali by tak kapitalnych ludzi i fachowców od składania ludzi i nie tylko to jest szansa że mógłbym już tylko w tym momencie oglądać sobie magazyny rowerowe i borykać się z problemami zdrowotnymi przez całe życie. Faktem jest że moje życie miało wyglądać jednak inaczej i każdego dnia którego jade pospędzać troche czasu w powietrzu latając chopki i bawiąc się na rowerku sprawia że czuje się jak bóg. Wiem że z każdym dniem moja nieśmiertelność wzrasta.
Specjalne pozdrowienia dla paru osób które to pomogly poskladac, wyprowadzic czy tez zrehabilitowac moja osobe, szalony gracjan dla was !!.
- klinika zdrowia dziecka – Białystok ( złamany obojczyk + kość promieniowa )
- lek. Anatol Wakarczuk - Zamosc i okolice ( wyprosotwanie kregoslupa, nadzor przy wszystkich zmalaniach i zwichnietym biodrze, stale zabiegi nastawiania i korekcji po wszelkich glebach )
- Piotrowski Jan, Piotrowska Ewa - Klinika rehabilitacyjna Renort Warszawa ( rehabilitacja przy zwychnietym biodrze oraz kilka wizyt po innych rozwalkach )
- dok. Adam Krzywda - Walbrzych ( zwichnięcie biodra ) mega pozytywny czlowiek z wielka zajawka w tym co robi i snowboardzista :) piateczka
Jednym z najważniejszych aspektów każdej kontuzji jest to co dzieję się w twojej głowie, jeżeli masz w niej chęć powrotu na pedały, spotykanie kolejnych coraz to większych chopek, jeżdzenie trudniejszych trialsów, latanie z większą prędkością, twoje ciało szybko się zregeneruje, umysł zacznie przygotowywać się do kolenych mocnych wrażeń a ty będziesz zasypiał z błyskiem w oku czekając na ten piękny dzień gdzie ty + rower stworzycie znowu coś pięknego.
Z drugiej strony jeżeli będziesz się użalał nad sobą, będziesz obwiniał siebie i wszystkich dookoła za to co się stało, twojemu organizmowi nie będzie spieszyło się z rekonwalescencją, skoro ty jesteś nieszczęsliwy przez większość dnia to z pewnością tak chcesz żeby te dni wyglądały i organizm zrobi dokładnie to co mu rozkażesz, żal, ból, zatwardzenie - powie ci nie ma sprawy. Zaczniesz obwiniać swoją pasje i po powrocie już do zdrowia o ile to nastąpi, raz że rodzice chętnie ci powiedzą „ to był zły pomysł oraz wiedziałem że skakanie na tym nie przyniesie żadnych korzyści, mówiliśmy ci żebyś uważał a ty narobiłeś sobie tylko kłopotu!”, dwa ze sam zaczniesz sie zastanawiac czy bylo warto. Wtedy przejdziesz prawdziwy test na to czy to jest milosc czy tylko chwilowe zauroczenie i jeżeli przetrwasz to pierwsze poważne starcie to nic już nie jest w stanie cię znieszczyć a twoja psychika nigdy już tak nisko nie upadnie a kolejne kontuzje będą już tylko następnym. Uśmiech na twarzy, codzienna wizualizacja np. przejażdzki po rodzimej trasce z chopkami, troche filmów rowerowych to jest pozycja obowiązkowa każdego rekonwalescenta, nie wierzysz mi ? Spróbuj i sam się przekonasz.
Troche roentgenow:
Jak widze takie zdjęcie rentgena to mi się kojarzy scena z Jackassa.. :D
OdpowiedzUsuńZajebisty tekst do porannego jogurtu z bananem, you made my day
OdpowiedzUsuńnajwazniejsze ze wiem czemu te kontuzje mi sie przytrafialy i teraz wiem jak im przeszkodzic :) ciesz sie ze podoba sie :) i moj dzien nabiera kolorkow :) pzdr
OdpowiedzUsuńhehe, szacuneczek :) super blog no i fajnie że masz zajawke :) ja na bmx'ie jeżdżę, zapraszam na mojego bloga: patricobmx.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAle się załatwiłeś. Pięknie, ale teraz nie odczuwasz konsekwencji tego złamania?
OdpowiedzUsuńTeraz już wszystko jest cacy, zdrów jak ryba , może mam trochę krótszą jedną rękę przez założenie się na siebie kości obojczyka ale ma to i swoje plusy:). Przepraszam że odpisuje po 3 latach , dyplom ci się należy jakiś czy coś :)
OdpowiedzUsuń